W XIX Igrzyskach Młodzieży Salezjańskiej w Częstochowie, finałowe zmagania naszych siatkarek z Krakowem zakończyły się remisem. Zacznę więc od "złotek", czyli od rocznika 1996-98. W rozegranych trzech spotkaniach nie straciły seta, wygrywajac kolejno z Salosem Nowa Ruda 2:0 (25:19, 25:9), Salosem Lubin 2:0 (25:15, 25:5) i w finale z Salosem Kraków 3:0 (25:18, 25:21, 26:24). Jest to już drugi złoty medal, po ubiegłorocznym zwycięstwie w Płocku. Tylko w dwóch setach nasza supremacja była zagrożona. W pierwszym secie meczu z Nową Rudą ( 9 zespół ligi dolnośląskiej), prowadząc 23:13 podaliśmy rękę przeciwnikowi, popełniając bezmyślne błędy. Nie pomagały przerwy, a zespół dolnośląski doszedł na 19:23. Na szczęście udało się uciec z naszego najgorszego ustawienia i wygrana do 19. Podobnie w ostatnim secie z Krakowem, prowadząc 24:21, dziewczęta zagrały bardzo nerwowo, pozwalając krakowiankom na wyrównanie. Ale tylko na tyle było stać krakowianki w tym spotkaniu, a ostatni punkt atakiem zakończyła Gosia Kałan. Był to już piąty mecz w tym roku z Krakowem, a wynik do tej pory był remisowy 2:2. Pozwolę sobie przedstawić nasze mistrzynie: Wiola JABŁOŃSKA-kapitan, Sylwia ŚLUSARCZYK, Gosia KAŁAN, Gosia ŚWIDEREK, Ola JAWORSKA, Marysia STRUG, Dominika ROZWADOWSKA, Ola DUDEK, Asia PIELECH, Edyta GĘBAL, Magda Trojak. A teraz przejdę do tych, które zawodzą w najważniejszych imprezach. Które w pojedyńczych meczach potrafią grać wspaniale. A gdy przychodzi grać decydujące spotkanie, są tylko cieniem siebie. Już w meczach eliminacyjnych było widać niepewność w grze. Wprawdzie gładkie zwycięstwa z Salosem Dobieszczyzna 2:0 (25:8, 25:4) i Salosem Ełk 2:0 (25:15, 25:10), ale styl gry nie nastrajał optymistycznie. Wprawdzie w tym roku, wygraliśmy z Krakowem wszystkie trzy mecze, ale wszystkie były bardzo zacięte. Dziewczeta zaczęły bardzo ospale i do stanu 10:10 gra była wyrównana, to późnie krakowianki uciekły na 23:17. Wtedy nastąpił okres naszej bardzo dobrej gry i dochodzimy na 23:24. Nasza zagrywka i piłka wpada w boisko krakowianek. Nasza radość, jednak "sędzina" uznaje aut. Piłka była kilkanaście centymetrów w polu, co potwierdzali widzowie z innych Salosów. Przegrany set całkowicie załamał nasze dziewczęta, a efektem przegrany drugi set do 18. W trzecim gra "faluje" w naszym wykonaniu. Zdobywamy i tracimy po kilka w jednym ustawieniu. Jednak wygrywamy 25:23. W IV prowadzimy zdecydowanie:15:9. Następuje zastój i krakowianki dochodzą na 15:14. Znów budujemy powoli naszą przewagę na 20:17. I w tym momencie tragedia, nie jesteśmy w stanie przyjąć zagrywki. Robi się 20:22 i przegrywamy z Agnieszką Bakułą 22:25 i całe spotkanie 1:3. Umyślnie podałem to nazwisko, gdyż jej ataki siały spustoszenie i ona była zdecydowanie najlepszą zawodniczką spotkania. U nas tylko Ada zagrała na średnim poziomie, nieżle Wera, a pozostałe? Do tego płacz, obrażanie się. Żal mi zawiedzionych nadziei dziewcząt, które w czteroletnim okresie występów w Salosie nie zasmakowały w pełni sukcesu. To pierwsza taka grupa w mojej pięcioletniej pracy w naszym stowarzyszeniu. No cóż, chylę głowę w pokorze, gdyż to ja ponoszę głównie winę za ten stan rzeczy. Ale kochane dziewczęta, czy w pełni zawierzyłyście moim planom treningowym. Przemyślcie to. A same dobre chęci nie wystarczą. Jest takie powiedzenie: dobrymi chęciami jest wybrukowane piekło!
http://www.youtube.com/user/OratoriumLublin?feature=mhee
trener siatkarek